Na koczangu sie nam znudzilo.
Do tego wszystkie znaki na niebie i ziemi mowily, ze powinniesmy stamtad wyjechac (szczur mieszkal z nami na waleta).
Decyzja dojrzala.
Jedziemy na Koh Samet.
Przejazd busem za 55 zl.
Podroz miala trwac 5h ale przedluzyla sie do 8h.
Dotarlismy na wyspe wieczorem i niestety nie bylo czasu na znalezienie ciekawego noclegu.
Spalismy za 80 zl za dwojke w syfnym bungalowie tuz przy glownej drodze.
Rano wyruszylismy w poszukiwaniu lepszego miejsca.
Chyba w 5 czy 6 zatoczce znalezlismy fajny osrodek, 60 zl za bungalow. Spokoj cisza i zadnej drogi w poblizu.
Koh Samet jest najdrozszym miejscem w jakim bylismy podczas podrozy.
Niemniej jednak warto, bo wyspa jest piekna. Masa zatoczek, kazda inna.
Nie ma tlumow, a bylismy w szczycie sezonu (chociaz miejsc prawie brak).
Plaze szerokie i sliczny bialy piasek.